Burking
Dodano: 2008-12-08
Z wielokrotnym zastosowaniem tej metody jako sposobu uśmiercania ofiar związana jest też sama jej nazwa. Powołując się na różne źródła, Wincent J. DiMaio i Dominik DiMaio [patrz: W. J. DiMaio i D. DiMaio, Medycyna sądowa, Wydawnictwo Medyczne Urban & Partner, Wrocław 2003 s. 225], podają, że na początku XIX w. niejaki William Burke oraz inny mężczyzna o nazwisku William Hare trudnili się pozyskiwaniem zwłok ludzkich dla uczelni medycznych, dokładniej na potrzeby ćwiczeń prosektoryjnych. Miejscem pozyskiwania zwłok miały być cmentarze, gdzie pierwotnie faktycznie rozkopywali świeże groby i wydobywali z nich zwłoki sprzedawane następnie prosektoriom.
Sposób ten był jednak i niezwykle uciążliwy i niebezpieczny. Nie chcąc jednak tracić źródła dochodu zdecydowali się zmienić metodę pozyskiwania zwłok. Po prostu, zamiast rozkopywać groby i wyciągać z nich gnilnie zmienione zwłoki, sami zaczęli uśmiercać ludzi. Po uprzednim odurzeniu, kładli ofiarę na ziemi. Następnie Burke siadał na klatce piersiowej ofiary lub klękał na niej. Po usunięciu wskutek przygniecenia powietrza z płuc i zablokowaniu możliwości jego ponownego nabrania, ręką zaciskał nos i usta nieszczęśnika. Dodatkowo, przyciśnięcie drugą ręką żuchwy do szczęki całkowicie uniemożliwiało oddychanie, a w ślad za tym wymianę gazową i dopływ utlenowanej krwi do mózgu.
Opanowana do perfekcji metoda zabijania nie pozostawiała wyraźnych śladów działania i dłuższy czas nie wzbudzała podejrzeń. Uważa się, że działający w szkockim Edynburgu irlandzcy emigranci Burke i Hare w latach 1827 - 1828 uśmiercili w ten sposób co najmniej 17 osób. Nie jest jasne, czy byli oni odkrywcami opisanej metody zabijania czy też skorzystali z wcześniejszych wzorców.
Z całą pewnością nazwisko pierwszego z nich dało jej nazwę. I chociaż pojęcia "burking" nie zawiera żadna chyba z dostępnych w Polsce encyklopedii, termin ten coraz powszechniej używany jest przez medyków sądowych także w naszym kraju.
Warto może dodać, że prawdopodobieństwo opisanej historii znajduje potwierdzenie w innych jeszcze źródłach. O zbrodniczym pozyskiwaniu materiałów sekcyjnych w postaci zwłok ludzkich w Bostonie wspominał np. L. Wachholz w swoim podręczniku pt. Medycyna sądowa na podstawie ustaw obowiązujących na ziemiach polskich, Wyd. III, Gebethnera i Wolffa, Warszawa-Kraków-Lublin-Łódź-Poznań-Wilno-Zakopane 1925 s. 253. Wg danych prof. Wachholza, sprawcy znienacka zatykali ofiarom usta i nos za pomocą maski nasączonej dziegciem.
Inna sprawa, że przywołana przez autorów wspomnianego na wstępie podręcznika "bezśladowość" burkingu nie do końca jest uzasadniona. W przypadku przygniecenia ofiary kolanami, czyli tzw. kolankowania, sprawca musi się liczyć z uszkodzeniami żeber i mostka, a samo uduszenie też przecież pozostawia zmiany. Wprawdzie nie są one swoiste, ale podczas profesjonalnie przeprowadzanej sekcji zwłok, a niekiedy nawet już w trakcie ich zewnętrznych oględzin powinny być one zauważone i uwzględnione przy stawianiu wersji śledczych. Podobnie ma się sprawa ze skutkami silnego uciśnięcia okolicy ust. O możliwości ujawniania tego rodzaju śladów piszą m.in. St. Raszeja [w pracy zbiorowej] Medycyna sądowa - podręcznik dla studentów, Wyd. II, PZWL Warszawa 1993 s. 138 oraz A. Jakliński i Z. Marek [w] Medycyna sądowa dla prawników, Kantor Wydawniczy Zakamycze, Kraków 1996 s.131.
Przytoczona przez DiMaio historia zbrodniczego duetu Burke & Hare mogłaby z całą pewnością posłużyć za scenariusz wstrząsającego filmu. Zapewne zasługuje też na bliższe poznanie przez osoby oceniające przypadki niejasnych zgonów. Nie ma żadnej gwarancji, że Burke i jego kompan nie mają naśladowców. Niekoniecznie działających wyłącznie w intencji merkantylnego pozyskiwania zwłok dla celów ich naukowego wykorzystania. [j.w.]
Menu główne
Nasze strony
Dla pokrzywdzonych
Dla podejrzanych
Inne strony
Licznik odwiedzin: 159669117